Terapia AAC. Moje pierwsze kroki i wstęp do rozważań.

Podziel się wpisem z innymi!

terapia-aac

Czy wiesz czym jest terapia AAC? Jakie skojarzenia Ci się nasuwają? Jakie jest Twoje zdanie na temat tej metody? Moja perspektywa przez lata ewaluowała. Jesteś ciekawa co się zmieniło i jak teraz patrzę na AAC? Dużo pytań, prawda? Zapraszam!

Dzisiejszy artykuł powstał głównie z myślą o logopedach, pedagogach, którzy dopiero oswajają się z terapią AAC i są otwarci na wprowadzenie pewnych elementów tej metody do swojego codziennego warsztatu pracy. Być może nie słyszałaś jeszcze o terapii AAC. Wtedy mam wielką nadzieję, że tematyka Cię zaciekawi będziesz „szukać dalej”, do czego serdecznie zachęcam.

Pisząc ten artykuł bazowałam na osobistych doświadczeniach, obserwacjach zajęć i wnioskach wyciągniętych z wolontariatu w Niepublicznej Szkole Podstawowej Specjalnej imienia Pawła Adamowicza oraz w PSONI przy ul. Jagiellońskiej 11 w Gdańsku pod kierownictwem Aleksandry Krasnostawskiej oraz rozmów z Martą Matysiak, terapeutką z naszego zespołu (która swoją drogą jest prowodyrką całego zamieszania w mojej głowie). Oczywiście nie omieszkałam także odbyć kilku szkoleń z zakresu AAC oraz dość mocno zapoznać się też z literaturą przedmiotu (książki, czasopisma branżowe). O tych pewnie napiszę w innym artykule 😉

Terapia AAC – Wstęp

Termin AAC czyli ang. Augmentative and Alternative Communication składa się z dwóch członów i po polsku jego tłumaczenie to „wspomaganie komunikacji i komunikacja alternatywna„. Mam wrażenie, że w Polsce wielu specjalistów, lekarzy, terapeutów, nauczycieli, rodziców kojarzy AAC tylko z jej drugim członem (alternatywna), przez co, taki sposób komunikacji jest nacechowany społecznie skojarzeniami tj. „obrazki zamiast mówienia”, „jak wprowadzimy AAC, to nie zacznie mówić”, „ostatnia deska ratunku”, ostatnia szansa”, „sposób komunikacji dla osób nisko funkcjonujących” itp. Nie byłam lepsza. Myślałam podobnie.

Zbyt mało skupiamy się na tym, że pierwszy człon nazwy AAC brzmi ”wspomaganie komunikacji”. Można, a wręcz powinno się interpretować to jako komunikację, która ma wesprzeć dziecko/osobę w lepszym porozumiewaniu się, wyrażaniu siebie. Ma pokazać, że może coś skomentować, o coś poprosić i zostanie w swoim przekazie zrozumiane, mimo, że w danej sytuacji życiowej nie może komunikować się za pomocą kodu werbalnego (mowy). Poza tym, nie zapominajmy, że AAC to nie tylko używanie, wskazywanie symboli, ale także pokazanie gestu (poznanego, wyuczonego z systemu lub naturalnego) czy w końcu napisanie czegoś, aby osiągnąć cel komunikacyjny. W takim rozumieniu AAC może być wsparciem w rozpoczęciu rozmowy, określeniu jej tematu, doprecyzowaniu jej szczegółów. Czasem to wskazanie symbolu słowa, zwrotu, który jest z jakiegoś powodu dla osoby ważne, a np. niemożliwy do wypowiedzenia w danym momencie. Co nie znaczy, że za jakiś czas ten symbol i jego wskazywanie nie zostanie zastąpiony sylabą, słowem, wyrazem pisanym, itp. Może wtedy okazać się, że wsparcie AAC nie będzie już potrzebne.

Chciałabym jeszcze na chwilę powrócić do pewnej obawy, która często pojawia się u rodziców tj. jak wprowadzimy AAC, to „dziecko nie zacznie mówić”. Są to niepokoje zrozumiałe, ale niestety fałszywe. W literaturze zagranicznej i polskiej opisywane są badania, które przeczą tego typu myśleniu. Na każdym kroku podkreślane jest to, że AAC nie blokuje rozwoju mowy, a wręcz przeciwnie, wspiera ją. Jako ludzie zawsze będziemy wybierać to, co jest szybsze, prostsze i efektywniejsze. To podejście tyczy się również komunikacji. Wierzcie mi, posługiwanie się narzędziem komunikacyjnym wymaga czasu i cierpliwości, zarówno użytkownika, jak i partnera komunikacyjnego. Osoba, która korzysta z terapii AAC tu i teraz, gdy powstaną ku temu są możliwości i zasoby, przełączy się na kod werbalny. Wynika to z faktu, że mowa jest najszybszą, najprostszą, najbardziej rozpowszechnioną i społecznie akceptowalną formą komunikacji. Ponadto, gdy dziecko czuje się zrozumiane i może w sposób klarowny dla otoczenia przez AAC zakomunikować to, czego potrzebuje i czego chce, itd. zmniejsza się jego frustracja i trudne zachowania. Bardzo często pojawienie się problemów wynika z faktu, że dziecko wie, co chciałoby powiedzieć, ale w tym momencie nie może tego uczynić.

Warto zaznaczyć, że na co dzień nie zdajemy sobie sprawy, jak często niepostrzeżenie używamy AAC: szyldy z nazwami sklepów postrzegane globalnie, znaki drogowe, za którymi kryją się ustalone zasady, sygnalizacja świetlna, na której polegają użytkownicy ruchu drogowego, znaki komunikujące nas o tym, ile kilometrów zostało, aby dojechać do danego miasta, jakie to miasto, wieś, jaka to dzielnica, naturalne gesty lub te przyswojone kulturowo, itd. Jeśli o tym pomyślimy, jest tego całe mnóstwo. Ludzie są z natury leniwi, więc forma komunikacji będzie zawsze podążać za prostotą i szybkością (no może poza rozprawami na uczelniach… ;-)).

Krótka spowiedź logopedy

Zawsze zdawałam sobie sprawę, że logopedia jest długa i szeroka. Od pewnego czasu dość dobrze rozumiałam swoje mocne i słabe strony w jej zakresie. Wiedziałam, w jakich przypadkach terapii się nie podejmę, a w jakich czuję się jak ryba w wodzie. Miałam też własne zdanie na zagadnienia logopedyczne, z którymi na co dzień nie praktykowałam.

W kontekście AAC również miałam pewne „zdanie”, które okazało się fałszywe po bliższym poznaniu tematu. Jeszcze kilka lat temu zupełnie inaczej rozumiałam komunikację wspomagającą i alternatywną. W sumie powinnam rzec, że jej nie rozumiałam. Na szczęście zawsze pracując samodzielnie, a obecnie prowadząc zespół terapeutów, przyświeca mi jedna, nadrzędna zasada: Wszystko dla dobra dziecka.  W związku z tym, nie zamykałam się na łączenie metod pracy, albo zmiany w trakcie terapii, gdy nie było widać efektów, ale wykorzystywałam te elementy, które były w danym momencie potrzebne. Tylko po to, aby zrobić kolejny, mały krok do przodu. Dlatego też dobrze mi z tym faktem, że nie jestem „certyfikowanym terapeutą danej metody”, bo to daje mi wolność myślenia i możliwość dobieranie terapii do dziecka, a nie dziecka do terapii.

Od pewnego czasu AAC zaczęło być coraz to bardziej i częściej obecne w moim życiu zawodowym. Chcąc nie chcąc musiałam wejść w świat terapii AAC. Jak to się mówi: Nie przyszedł Mahomet do góry, to przyszła góra do Mahometa. Teraz, rzecz jasna, cieszę się z zaistniałej sytuacji, bo dzięki niej mogę się rozwijać i po raz kolejny doświadczyć tego, że logopedia jest nieskończona, jakkolwiek górnolotnie to nie brzmi. Patrząc wstecz, mój rozwój zawodowy zawsze rozpoczynał się od przypadku dziecka, któremu chciałam, a nie potrafiłam pomóc. Teraz jest taki czas, że uczę się AAC.

Przyszedł zatem czas podziękować każdemu dziecku, które było kiedykolwiek pod moją opieką. To dzięki Wam staję się lepszym terapeutą. To dzięki Wam mogę pomagać innym pacjentom jeszcze lepiej!

Na dziś to już koniec. Obiecuję, że niebawem pojawi się kolejny artykuł o AAC i będzie on zdecydowanie o wiele bardziej praktyczny!

Podziel się wpisem z innymi!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *