Dziecko dwujęzyczne.
Nie pokażę Ci co nakłoniło mnie do napisania tego posta, bo nie będę publikowała wizerunku osób / osób, które się w tym materiale pojawiają. Uważam, że to byłoby nie w porządku. Jednak opowiedzieć o tym mogę i wyrazić swoją opinię, bo to moje zdanie i mam do tego prawo, zwłaszcza, że materiał został opublikowany w mediach społecznościowych do wglądu ogólnoświatowego, że tak to określę.
Na dalszą część zapraszam tylko osoby, które mają mocne nerwy, bo jak to piszę to mnie jasna cholera trafia!
Dziecko dwujęzyczne
Przedstawię Ci na początek sytuację, bardzo ogólnie.
Dość daleko za górami, za lasami i morzami żyje sobie rodzina X. Mama i tata to Polacy. Mają oni jedno dziecko. Rodzice zdecydowali się, że mama będzie mówiła do dziecka po polsku, tata po angielsku (język kraju, w którym mieszka rodzina X). Dziecko dość długo nie mówiło, więc rodzice po wizycie z dzieckiem u logopedy w Polsce, dalej trzymali się powyżej zasady ale przyzwalali dziecku na odpowiadanie mamie w języku angielskim, kiedy ta mówiła do dziecka po polsku. Dziecko poszło do przedszkola i koniec końców mówi teraz tylko po angielsku.
Dziecko jest dość duże, rozumie po polsku. Dialog między dzieckiem a mamą jest prowadzony ze strony dziecka po angielsku, ze strony mamy po polsku.
Aż tu nagle, pewnego dnia… przyjeżdża do nich Pani logopeda z Polski, by UWAGA, uczyć dziecko poprawnej polszczyzny, czytaj wymowy polskiej… No i się zaczyna…
Dziecko dwujęzyczne – jak nie pracować, aby nie nabroić!?
- Kiedy dziecko nie mówi po polsku, a tylko rozumie w tym języku, nie należy zaczynać pracy od końca. Nie można uczyć dziecka TYLKO poprawnej wymowy wyrazów. Takie podejście mija się z logiką. Prawda? Jak nie mówię w danym języku, to po co mam się uczyć prawidłowej wymowy słówek. Należy pracować najpierw nad ilością (mówieniem) a potem na jakością (wymową). Ja zawsze trzymam się tej zasady.
W przypadku dziecka młodszego najpierw je rozgaduję, programuję język w jego umyśle, daję swobodę wypowiadania się, rozmawiania w tym języku a potem pracuję nad artykulacją, zazwyczaj przy okazji np. nauki czytania.
Kiedy przychodzi do mnie dziecko starsze, staram się rozbudowywać jego słownictwo, umiejętność wypowiadania się na różne tematy w mowie i w piśmie oraz tworzenia samodzielnych spójnych logicznie wypowiedzi i jednocześnie ćwiczymy prawidłową wymowę, zachowując etapy terapii głosek. - Jeżeli dziecko już mówi, w tym przypadku w języku angielskim, dmuchanie piórek, baniek, zdmuchiwanie ryżu ze stołu, ćwiczenia buzi i języka nie pomogą mu w nauce mówienia po polsku. Co najwyżej wpłyną na sprawność artykulatorów a w przyszłości ułatwią „ustawienie wymowy głosek”, ale po co temu dziecku praca nad tym obszarem w tym momencie, kiedy ono już mówi, tyle że po angielsku a nie po polsku. To, że dziecko zrobi „wiaderko”, „pająka”, „kulę” czy jak to tam sobie nazwiesz czy stworzy sobie obrazek, dmuchając na brokat, to uwierz mi języka polskiego w mowie czynnej to nie zbuduje. No nie! Najpierw ten język polski trzeba aktywizować, zbudować, zaprogramować, żeby potem pracować nad artykulacją.
- Bez sensu jest pracować z dzieckiem dwujęzycznym nad właściwą wymową na wyrazach, które nie są mu bliski lub nie są mu chociaż prezentowane na obrazkach. Dla dzieci np. z UK słowa tj. szelki, kasztany, szyny, szufelka, żołędzie, żonkile, burza, tren (ten od sukni panny młodej) nie istnieją i nie zaistnieją jak się im chociażby tego na obrazku nie pokaże. Nie chodzi o to, żeby te słowa eliminować z terapii, bo warto rozbudowywać słownictwo, ale trzeba pokazać dziecku co to jest. Ja jeżeli nie mam np. obrazka danego słowa to jeżeli dziecko i rodzice są ogarnięci, proszę o poszukanie w sieci, książkach i narysowanie w domu. Jeżeli wiem, że nic z tego nie wyjdzie, bo ciężko idzie im robienie prac domowych 😉 to rysuję lub rysujemy z dzieckiem wspólnie na zajęciach, pokazuję w Internecie. No na Boga, są różne sposoby.
- Bardzo ciężko jest „nawrócić” dziecko na mówienie po polsku, gdy do tej pory forma dialogu – polski – angielski – polski – angielki była akceptowana. Nie jest to niemożliwe, bo sama miałam takie przypadki ale trzeba zrobić to umiejętnie, bo wiele rzeczy po drodze można schrzanić. Rodzice muszą być bardzo zaangażowani i czujni. Nie można pewnych rzeczy robić radykalnie, bo może to wpłynąć na relacje w rodzinie.
Podsumowanie
Na koniec! Logika i dobro dziecka w pracy logopedy to bardzo ważne kwestie! Jak ktoś nie ma kontaktu w codziennej pracy z dziećmi dwujęzycznymi, nie ma doświadczenia w takiej pracy i nie ma wiedzy co i jak robić to proszę niech tego nie robi i niech nie wypowiada się na forum jak to robić, bo potem trafiają do mnie dzieci, które zamiast solidnej terapii dmuchają na piórka i liżą nutellę z nadzieją, że w ich głowach język ustawi się samoczynnie.
Wpadłam na pomysł! Zrobię turnee po Chinach, Hiszpanii, Włoszech (tamtejsze języki zawsze chciałam znać) i wszędzie będę robiła ćwiczenia buzi i języka + ćwiczenia oddechowe, nauczę się wymawiać poprawnie 30 słów i po 3 miesiącach, 3 języki do przodu! Hura! Ale czad, co nie?! Szkoda, że to plan do d…! Dziecko dwujęzyczne – na chwilę obecną, to tyle w temacie.
Amen.
Chcesz być na bieżąco w nowinkach z mojego logopedycznego świata, zapraszam na moją stronę na FB – facebook.com/logopasja i obowiązkowo na bloga – logopasja.pl
Bardzo dobry post!!! Mnie też robi się słabo (delikatnie mówiąc), jak trafia do mnie dziecko ze znacznie opóźnionym rozwojem mowy, trzeba się szybko brać do roboty, pytam mamę, czy chodził do tej pory do logopedy i słyszę: cały czas chodzimy, a co teraz robicie-pytam? I tu pada odpowiedź, która zwala mnie z nóg, daje kolokwialnie po pysku: DMUCHAMY, I ZLIZUJEMY NUTELLĘ!!!!!!
Dokładnie tak jest. W Polsce też pewnie takie kwiatki można spotkać.