Czego nie widać – to nie istnieje… – Pałka, zapałka, białe kije, czyli o pracy logopedy z niepełnosprawnością.

Podziel się wpisem z innymi!

o pracy logopedy z niepełnosprawnością

O pracy logopedy.

Dawno, dawno temu wspominałam Ci, że zespół logopasji będzie się powiększać. Takie były plany i… nareszcie się udało 🙂 Dziś ruszamy z nowym cyklem na stronie pt. Czego nie widać – to nie istnieje. Taki tytuł nie jest przypadkowy. Magda, autorka tekstu, jest osobą słabowidzącą a mimo to spełnia się i realizuje swoją pasję w zawodzie logopedy. We wpisie opowiada o tym, jak wygląda jej praca, na co kładzie największy nacisk na swoich zajęciach i co jest dla niej najważniejsze w terapii.
Ps. Wpisy Magdy będą pojawiały się systematycznie na blogu 🙂

O pracy logopedy

Przyznam szczerze, że Kamila długo namawiała mnie do tego abym coś napisała. Długo nie wiedziałam od czego zacząć. Pomysłów było wiele ale każdy rozbijał się o mój sposób postrzegania świata. I to właśnie słowo postrzegania jest w tym przypadku kluczowe.

Witam, nazywam się Magda
i jest logopedą

Od tych słów zaczyna się mój kontakt z pacjentem i jego rodziną w mojej pracy w szpitalu. Zwyczajnie, żadnych fajerwerków, krępujących pytań czy spojrzeń. 

Zwyczajna młoda kobieta, w zwyczajnym, białym fartuchu medycznym, ze zwyczajnie upiętymi włosami. Kobieta z pasją i uśmiechem. Z kartonem pełnym pomocy logopedycznych, teczek, gier, klocków, kart pracy. Czy na pewno TAKA zwyczajna? Uważne oczy Pani Stasi i bystre oko Pana Zygfryda widzą, że coś chyba jest nie tak, ale co? Nieśmiała? Roztargniona? Gorszy dzień?

Nic z tych rzeczy. Już za chwilę ta miła pani wyjmie duże obrazki, duże litery, i duże ćwiczenia. Czemu? Uważny pacjent, który komunikuje się dość dobrze, zapyta: Czy Pani ma problem ze wzrokiem? Ten co nie zauważy, nic nie powie. A ten, który widzi, ale nie może powiedzieć, obserwuje.

A jak jest naprawdę?

Tak, mam problemy ze wzrokiem. Jestem osobą słabowidzącą. Nie noszę okularów, bo nie pomagają na moją chorobę oczu.
I co teraz? Nic.

Zdecydowana większość moich pacjentów w ogóle o to nie pyta. Podejrzewam, że być może coś zauważyli, ale nie pytają. Część pacjentów pyta po jakimś czasie. A inni po prostu nie przywiązują do tego wagi. Dlaczego mieli by ją przywiązywać? Czy to ma jakieś znaczenie?

Poszukiwacze przeszkód na każdym kroku stwierdzą pewnie, że to jakiś kiepski żart. Jednak to nie żart. Od przeszło 5 lat pracuję jako logopeda. A od 3 lat w szpitalu. Dodam, że aktualnie widzę jakieś 7% tego co zdrowy człowiek.

Aby pracować z drugim człowiekiem nie jest potrzebne sokole oko, ale gołębie serce. Czcionkę zawsze można powiększyć, obrazki także. Do masażu logopedycznego potrzebne są sprawne i wrażliwe dłonie. Do zrozumienia pacjenta otwarta dusza. A do wydobycia głosu z drugiego człowieka potrzeba nadziei i pomysłowości. Oczy to tylko dodatek, który ułatwia uzupełnianie dokumentacji medycznej. W swej pracy robię wszystko to, co każdy logopeda.

O pracy logopedy z niepełnosprawnością

W swojej pracy muszę być uważniejsza, jeszcze lepiej zapamiętywać wszystko i bardziej chcieć. Mogłabym przecież siedzieć w jakiejś fabryce szczotek i robić coś banalnego… albo brać rentę i płakać jak to mi źle i niedobrze. Tak jednak nie poznałabym tych wszystkich fantastycznych ludzi, których spotykam codziennie. A od siedzenia w domu i płakania daleko jest do pomagania!
A tak codziennie czeka na mnie coś nowego. Przez to zaś, że sama źle widzę dbam o to by moi pacjenci, głównie osoby starsze, na pewno wszystko mogli dobrze zobaczyć.

U mnie zawsze są duże i wyraźne materiały, pomoce i zawsze pada pytanie o wzrok. Rozumiem czym jest zaćma, jaskra, AMD. Przecież sama wiem, co to znaczy nie widzieć dobrze.

To, że licho widzę przydaje się też podczas masażu logopedycznego. Wiadomo, dystans się wtedy mocno skraca. A teraz pomyśl. Macie 26 lat, wasz pacjent ma 27 lat. Jest całkiem przystojnym, młodym facetem i jak tu teraz masować mu buzię? Trochę krępująca sytuacja… Na szczęście i tym razem mój słaby wzrok się przydał. Oboje mieliśmy komfort. W dodatku dzięki temu, że źle widzę Bartek musiał się bardziej starać wydobyć z siebie jakiś dźwięk. Miał naprawdę potężną dysartrię, dysfagię – na początku nic nie mówił. Po kilku dniach pracy wyszło nam pierwsze wykrzyczane A! Ze mną nie było opcji, aby Bartek pisał. Musiał mówić! Dodam, że jak wychodził ze szpitala to mówił już naprawdę świetnie.

Słaby wzrok przydaje się też przy pracy z osobami po laryngektomii. Nie widzę ruchu ust, nie mogę z nich odczytać tego, co chce powiedzieć mi pacjent. Muszę słyszeć. W ten sposób mogę ocenić poziom komunikowania się pacjenta. Nie każdy umie od razu czytać z ust, ludzie na ogół słuchają. Oprócz ćwiczeń moja rola polega też na tym aby nasłuchiwać czy pseudoszept produkowany przez pacjenta jest słyszalny czy też nie, bo zagłusza go szmer z otworu stomijnego.

A na koniec najważniejsze. Nie widzę, więc… nie widzę przewracania oczami gdy pacjent nie chce ćwiczyć. Nie widzę, więc ciężko się ze mną dogadać na tzw. migi. Trzeba mówić. Jakkolwiek, ale mówić. Próbować i już!!!

Ktoś zapyta – no dobra, ale co na to wszystko pacjenci?

Najpierw jest zawsze szok. A potem? Nadchodzi mobilizacja. Skoro ona może – to ja też. Nie widzi a przychodzi i chce pomóc. Chce nalać wodę do kubeczka, poszukać telefonu w szufladzie szpitalnej szafki i ubierze skarpety oraz poprawi kołdrę. Jak trzeba pójdzie po kubek na zaplecze kuchenne, a nawet uczesze włosy lub kupi jakieś drobiazgi w sklepie i przyniesie.
U mnie nie ma rzeczy nie możliwych. Może i robię wiele rzeczy inaczej, wolniej ale na pewno nie gorzej.

Najlepszym dowodem na to, że tak naprawdę do końca nie widać jak to ze mną jest są słowa Pani Marylki podopiecznej Fundacji Między Słowami, gdzie jestem wolontariuszką. Magda podeszła do mnie i zapytała czego bym się napiła. Po czym przyniosła mi herbatę, zrobioną zgodnie z moim życzeniem. Kilka dni później dowiedziałam się, że Magda jest osobą słabowidzącą – to był szok.

Inny mój pacjent, Pan Zygfryd nigdy o nic nie pytał. On po prostu pomagał. Kiedyś rozsypały mi się kartoniki z literami. Kartoniki były jasne, podłoga też jasna. No i nie widziałam czy wszystkie już pozbierałam, czy też nie. Pan Zygfryd z naprawdę znaczną afazją motoryczną wychylił się przez łóżko i podpowiadał jak mam kierować rękę by znaleźć niedostrzeżone kartoniki. Trochę nam to zajęło ale się udało! Pan Zygfryd poćwiczył i pokazał, że sam może pomóc. Ja zaś nie musiałam prosić o pomoc nikogo z personelu.

Dodatkowo zaś problem ze wzrokiem nieustannie motywuje do wymyślania coraz to nowych pomysłów na pracę z pacjentem. A gdy trafi się pacjent z zaburzeniami widzenia wynikającymi z uszkodzeń neurologicznych jest komu pracować i nad poprawą tego aspektu funkcjonowania.

Na sam koniec

Prawda jest taka, że wszystko leży w naszej głowie. Źle widzę, ale mogę pomagać innym. Mogę coś im zaoferować. A moi kochani pacjenci też coś stracili – sprawność. Oni też mogą komuś pomóc, coś zrobić. Oni w końcu widzą a nie mogą mówić, poruszać się. Mogą pomóc chociażby mnie. A jeśli mogą pomóc mnie, to na pewno i innym. Gdy zaś pomagają, czują, że są potrzebni.

Zachęcam Cię do komentowania i zadawania pytań 🙂

Podziel się wpisem z innymi!

3 Comments

  1. Mam 46 lat ukonczylam 5 letnie studia pedagogiczne i pracowalam 12 lat w szpitalu na oddziale dla Przewlekle chorych ,bardzo podoba mi sie opis pracy logopedy , jaka jest mozliwosc zatrudnienia,

  2. Bardzo dziękuję za te słowa. Również jestem logopedą i myślę i czuję podobnie jak Pani. To nie jest zawód, to pasja, chęć bycia z drugim człowiekiem jakby był naszym dobrym znajomym, który będąc w trudnej sytuacji potrzebuje naszej pomocy. Dzisiaj on, jutro może my. Serdecznie pozdrawiam. Fantastycznie, że są tacy logopedzi.
    Agnieszka Bik – logopeda ze Śląska.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *